Zaledwie 4 godziny lotu z Polski i znalazłam się w fascynującym i pełnym kontrastów Egipcie. Do Sharm El Sheikh przyleciałam kompletnie zmęczona grudniowym mrozem.
Spragnieni słońcem Polacy, natarczywie kierowali się ku wyjściu z samolotu, by wyłowić pierwsze powiewy ciepłego powietrza. W końcu dotarłam do wyjścia i poczułam przytłaczająco przyjemne powietrze. Wiedziałam jedno, że z powodu mojego ciepłego ubrania, zupełnie nie pasowałam do miejsca, w którym się znalazłam, ale nikt na mnie nie zwracał specjalnej uwagi.
Fot. W pewnym hotelu w Sharm El Sheikh |
Oglądając Egipt z okien samolotu, jedynie utwierdziłam się w przekonaniu, że jest to niekończąca się pustynia. Dolatując do Sharm El Sheikh, moje wrażenie zburzyła gęsta zabudowa hotelowa, ciągnąca się kilometrami wzdłuż półwyspu Synaj.
Fot. Sharm El Sheikh |
Na lotnisku było ciepło i przyjemnie. Rozpiętość pogodowa między Polską a Egiptem wywołała na mojej twarzy grymas niezrozumienia. Kierując się po odbiór bagażu, zauważyłam spory zarys nowoczesności. Lotnisko ładne i zadbane. Lokalni mężczyźni pewni siebie i otwarci. Kobiety skrzętnie zakrywały włosy, miałam wrażenie, że czuły się przez to bezpieczniej i zdecydowanie bardziej szanowane.
Fot. Lotnisko w Sharm El Sheikh |
Wcześniej Sharm El Sheikh, kojarzyło mi się z najlepszym miejscem do nurkowania, piękną rafą koralową i pustynią na której wybudowano luksusowy kurort. Teraz wiem, że to również piękne plaże i w oddali zamglone ciepłym powietrzem, fascynujące góry z poszarpanym masywem Góry Synaj.
Intensywnie zapoznając się z bazą hotelową tego urokliwego miejsca, odwiedziłam również centralne miejsce Sharm El Sheikh, a mianowicie wielobarwne z powiewem lekkiego kiczu słynne Naama Bay.
Fot. Plaża |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz